Polecamy artykuł o Prof. Włodzimierzu Fijałkowskim

Polska Federacja Ruchów Obrony Życia złożyła wniosek w sprawie wszczęcia procesu beatyfikacyjnego obrońcy życia prof. Włodzimierza Fijałkowskiego.

????

https://dorzeczy.pl/religia/687970/jest-wniosek-o-beatyfikacje-prof-wlodzimierza-fijalkowskiego.html

Materiały dostępne też na stronie Federacji Życia: https://federacjazycia.pl/aktualnosci/wspomnienie-w-xxii-rocznice-smierci-prof-wlodzimierza-fijalkowskiego/

Nikt nie płacze, nawet Anielka – świadectwo Mamy, której córeczka odeszła po 4 dniach

Polecamy artykuł opisany na portalu Stacja7.pl:

Przerasta mnie to szczęście i nie zapomnę Wam nigdy, że o nią walczyliście” – napisała 4 lutego na Twitterze Irena, mama 4-dniowej Anielki z bezczaszkowiem, dziękując za liczne modlitwy, o których była zapewniana. Użyła tego medium, ponieważ wraz z mężem chcieli dać świadectwo.

W odpowiedzi na post posypały się liczne komentarze wzruszonych użytkowników Twittera zapewniające o dalszej modlitwie, wychwalające odwagę rodziców Anielki lub wręcz nazywające ich bohaterami. – Nie jesteśmy bohaterami, czujemy się bardzo szczęśliwi i gotowi na jej odejście do Nieba – odpowiadają Irena i Maciej – rodzice, którzy na porodówkę jechali z kompletem ubranek do trumny, a w najbliższych dniach mimo wszystko będą mogli przedstawić najmłodszą córkę pozostałym dzieciom.
Ich historii słuchamy na oddziale stołecznego Szpitala św. Zofii, gdzie 1 lutego Anielka przyszła na świat. Zgodzili się opowiedzieć ją za pośrednictwem Stacji7. Podczas naszej półtoragodzinnej rozmowy nikt nie płacze, nawet Anielka. Anielka tylko mruczy.

Czytaj dalej na stacja7.pl

Odeszła do Boga Agnieszka Pisula. Jej dziecko jest zdrowe i dobrze się rozwija

Fragment z artykułu opublikowanego na stronie http://kslpmazowsze.pl/?p=1717#more-1717

Dr n. med. Agnieszka Pisula, zmarła 28.03.2018, w Wielkim Tygodniu w środę, po kilku miesięcznym intensywnym leczeniu chemioterapeutycznym, dobranym, tak aby nie szkodziło dziecku w łonie matki. 21.02.2018 dr Agnieszka urodziła cieciem cesarskim, w 31 Hbd  tygodniu ciąży, swoje czwarte dziecko, dziewczynkę. Bogna Joanna jest zdrowa i dobrze się rozwija. Dzięki decyzji śp. dr Agnieszki., która nie zgodziła się na usunięcie ciąży, co zaproponowano jej w związku z leczeniem onkologicznym, jej dziecko żyje i zdążyło swym pięknym uśmiechem ucieszyć śmiertelnie chorą mamę.

 

Świadectwo Eli i Grzegorza

W 2017 roku, w lipcu, obchodziliśmy 9-tą rocznicę sakramentu małżeństwa. Poznaliśmy się dość
nietypowo, gdyż poprzez internet. Zaczęliśmy ze sobą czatować, potem było spotkanie, jedno,
drugie i tak zostaliśmy parą, by po 5 latach znajomości powiedzieć sobie sakramentalne „Tak”. Po
ślubie zamieszkaliśmy w wynajętej kawalerce, ja rozpoczęłam pracę w szkole, a mąż był
aplikantem na uczelni. Wszystko układało się dobrze, były, wiadomo jak to na początku drogi
razem, i wzloty, i upadki, ale staraliśmy się wzrastać w tym powołaniu, które Bóg nam podarował.
Przyszedł też czas na zakup własnego mieszkania, do którego wprowadziliśmy się w 2011r., trzy
lata po ślubie. Wtedy też pojawiło się w naszych sercach pragnienie powiększenia rodziny.
Pragnienie, które dojrzewało w każdym z nas, by w końcu mogło ujrzeć światło dzienne.
Uznaliśmy za normalną kolej rzeczy, że niedługo się uda i będziemy mogli obwieścić światu, że
spodziewamy się nowego życia. Jeszcze w tym samym roku udaliśmy się na pielgrzymkę do
Rzymu, powierzając Janowi Pawłowi II szczęśliwe poczęcie. Czekaliśmy spokojnie, kiedy to
nastąpi. Niestety z miesiąca na miesiąc sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, bo upragnione
poczęcie nie następowało, a my czuliśmy się sfrustrowani, bezsilni i pytaliśmy Pana Boga
„Dlaczego?”. Najpierw nie miałam stałego lekarza prowadzącego, z czasem trafiłam pod opiekę
dobrego specjalisty w dziedzinie, o którym usłyszałam od znajomej na jednych z rekolekcji. Po
dwóch latach bezowocnych starań zajścia w ciążę, różnych diagnoz i doraźnego leczenia,
postanowiliśmy zgłosić się do poradni naprotechnologicznej po pomoc. Przeczytaliśmy na ten temat
artykuł w „Gościu Niedzielnym” i stwierdziliśmy, że musimy spróbować. Wiedzieliśmy, że jest to
już dość długi czas oczekiwania i coś musi być nie tak, chcieliśmy podjąć kompleksowe leczenie,
chwyciliśmy się tego jak ostatniej deski ratunku. Trafiliśmy tam na wspaniały zespół lekarzy i
specjalistów, którzy stopniowo nas diagnozowali i zaczęli wdrażać sensowne leczenie, które
zgodnie z zasadami naprotechnologii jest rozłożone w czasie. Nie było to dla nas łatwe, gdyż w
każdym niemalże miesiącu coś się działo: badania, wyniki, wizyty i tak w kółko. Stopniowo
byliśmy tym zmęczeni, tym bardziej, że od rozpoczęcia leczenia mijał rok za rokiem, a ciąży nadal
nie było. W końcu, ja zdecydowałam się zrezygnować na rok z pracy zawodowej i przeznaczyć ten
czas na zajęcie się swoim zdrowiem, licząc po cichu, że wtedy musi się udać i wreszcie zostaniemy
rodzicami. Przed rozpoczęciem przerwy udałam się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy (mąż
nie mógł mi towarzyszyć, ze względu na pracę, ale szedł ze mną duchowo), niosąc do Maryji tylko
tę jedną intencję: żeby Bóg zechciał obdarować nas potomstwem. I tutaj znowu nasze ludzkie plany
okazały sie mierne w skutkach, gdyż czas urlopu się kończył, pielgrzymka odbyta, a dziecka nadal
nie było w naszym życiu. Wtedy trafiła się nam możliwość odbycia podróży do Stanów
Zjednoczoych, nad którą bardzo długo się zastanawialiśmy: lecieć, nie lecieć…Chodziło głównie o
koszty, czy męż dostanie urlop, ale ostatecznie postanowiliśmy nie rezygnować, stwierdzając, że
taka szansa nie szybko się nam trafi kolejny raz, i polecieliśmy. W USA spędziliśmy cudowny
miesiąc czasu, odwiedzając rodzinę, podróżując i zwiedzając intensywnie co tylko się dało
zobaczyć. Po powrocie mąż szybko wrócił do pracy, a ja z niepokojem szykowałam się też na
powrót po roku przerwy.
I tutaj spotkała nas ogromna niespodzianka, gdyż za jakiś czas od przyjazdu okazało się, że jestem
w ciąży. Byliśmy bardzo zaskoczeni i tak bardzo szczęśliwi! Od razu udałam się do lekarza, który
potwierdził ciążę i tak spełniło się nasze wielkie pragnienie! Dzieciątko poczęło się za granicą w
miesiącu sierpniu. Nie według naszych, ludzkich planów, ale według woli Bożej. Było to
Dzieciątko bardzo, bardzo wyczekane i jednocześnie wielki cud, gdyż wyczerpaliśmy już w sumie
wszystkie możliwe przyczyny niepowodzeń związanych z poczęciem.
Cały okres, kiedy Maluszek przebywał pod moim sercem, znosiłam bardzo dobrze. Byliśmy
pod opieką wspaniałych lekarzy, ludzi, którzy rozumieli nasze obawy, zawsze potrafili nas
wysłuchać, dobrać odpowiednie suplementy i super się nami zająć. Synek Maksymilian (imię
otrzymał na cześć św. M.M.Kolbego, czciciela Maryji Niepokalanej) narodził się w maju 2017
roku, jest silny i zdrowy. Rozwija się bardzo dobrze i jest naszą wielką radością! Został powierzony
Maryji i wiemy, że to ona wstawiła się za nami u swego Syna. Jesteśmy wdzięczni przede
wszystkim dobremu Bogu, że wysłuchał naszych próśb, że okazał się Bogiem wiernym swemu
słowu. Ale też podziękowania należą się wszystkim, którzy otaczali nas modlitwą w tym trudnym
dla nas czasie starań oraz podczas ciąży. Modlitwa ta przebijała niebo i czuliśmy jej moc każdego
dnia! Wielkie dzięki składamy też na ręce lekarzy, którzy towarzyszyli nam w tej niełatwej drodze
do poczęcia, a później w trakcie ciaży, jak również przy narodzinach. Przed nami nowe role: bycie
rodzicami. Chcemy, aby Maks żył na chwałę Bożą, byśmy potrafili wychować go mądrze i w
wierze. Wiemy też, żeby na przyszłość się tak łatwo nie poddawać, walczyć do końca, choć po
ludzku nie ma już szans. I takie przesłanie kierujemy do innych par borykających się z problemem
niepłodności, aby uwierzyli, iż wszystko może się zdarzyć, a dla Boga nie istnieje nic, czego nie
mógłby spełnić.

Ela i Grzegorz, Rodzice Maksymiliana